Niezwykły opis w pamiętniku

 

pamiętnik

Niezwykły opis w pamiętniku

Do niezwykłego odkrycia doszło na trzy dni przed 100-leciem dnia, w którym nasi bohaterscy Saperzy 13. Batalionu stoczyli swoją ostatnią bitwę.

Pani Wiktoria Szewczenko z Nowogrodu Wołyńskiego (historyczny Zwiahel), Prezes Polskiego Stowarzyszenia im. Juliana Lublińskiego w Nowogrodzie Wołyńskim odkryła w pamiętnikach swojej babci i założycielki wspomnianego stowarzyszenia, Pani Jadwigi Jakubowskiej zapisane wspomnienie.

Niezwykłe jest to, że stało się to w czasie obchodów 100-lecia a sam opis odkrywa nie tyle tragiczność wydarzenia, co niezwykłą czułość i szacunek mieszkańców Suseł do Wojska Polskiego.

Cyt. z Pamiętnika Pani Jadwigi Jakubowskiej:

 

Rok poszukiwałam pochowania polskich żołnierzy z roku 1920. Ktoś mi powiedział, że to może być w Susłach. Zaczęłam pytać ludzi. Po kilku miesiącach pani Rozalia powiedziała, że jest wspólny grób żołnierzy polskich na uboczu miejscowego cmentarza. Prezes kołchozu z Suseł pan Martyniuk, człowiek z dużej litery, co niedzieli dawał mały autobus dla ludzi do kościoła w Nowogradzie-Wołyńskim. Ukrainiec, czystej krwi, wysoki blondyn, bardzo podobny do Polaka z twarzy, zdobył serca nie tylko Polaków ze wsi. Z kołchozu ofiarował swojego czasu 60 tys. na budowę kościoła. W rocznicę poświęcenia kościoła podarował kolorowy telewizor z pilotem. A więc, wsiadłam do autobusu i pojechałam z ludźmi do wsi.

Po drodze do cmentarza, obok drogi zobaczyłam wysoki drewniany krzyż w ostach i bluszczu. Zapytałam pań o tym krzyżu. Usłyszałam taką opowieść. W roku 1920, gdy toczyła się zacięta walka między wojskiem Piłsudskiego a armią Budionnego zginęła ogromna ilość polskich żołnierzy. Nasze miasto Nowogród-Wołyński (Zwiagiel) 17 razy był to w rękach jednych to w drugich. Ranni polscy żołnierze ostatnią siłą dobierali się do Suseł, polskiej wsi, bo się spodziewali, że tam się poratują. Nikt nie dotarł do wsi. Ich ścigali kozacy na koniach, w czerwonych spodniach, w czapkach z rogiem i siekli idących i pełznących szablami na kawały. Potem ludzie widzieli jak szalenie leciał koń budionowca, a za nim wlókł się przywiązany do siodła polski oficer. Nie było na nim nic całego, ni ciała, ni odzieży. Był bosy. Długie ciało męczennika teraz było krwawym mięsiwem. Dociągnęli wprawie do wsi i szablą obrąbali sznur. Dokonujący egzekucji, stanął, by odpoczął zdyszany koń. Wyrwał trawę i wytarł spoconą szyję konia. Troskliwy... O konia dbał.... Obok konającego polskiego oficera momentalnie zebrali się wieśniacy. Kobiety boleśnie zajęczały. Ktoś krzyknął by przynieść wody. Bolszewik złośliwie się uśmiechnął i wyjął szablę z pochew. Ludzie stali nieruchomo. Morderca z tą samą złośliwą miną kazał bryczką zwieść trupy polskich żołnierzy. Rozkaz był spełniony. Kobiety podeszły do męczennika. Był jeszcze żywy. Umierające usta coś wyszeptały i prawa ręka okropnie skaleczona trochę się poruszyła w stronę czoła. Pewnie chciał się przeżegnać. Niestety.... ręka mu upadła, ciało się wyciągnęło i .... zamarło na zawsze. Ludzie jak mrówki rzuciły się po chatach. Zmajstrowały jakąś trumnę, włożyli suche siano. Ktoś przyniósł święcona ziółka, drudzy, tym czasem, wykopali dół. Ze łzami i cichym "Anioł Pański" włożono trumnę do dołu... W nocy zrobiono krzyż i grób założono kwiatami. Wykopali ogromny dół i złożyli do niego trupy poszmatowanych polskich żołnierzy. Mówiono, że zamordowany oficer był generałem. Po pewnym czasie wieśniacy na grobie oficera postawili marmurowy pomnik. Ktoś trzymał w pamięci nazwisko i imię. To było wypisane na pomniku. Ale za czasów stalinowskich ten pomnik wyrzucili na cmentarz. I znów ktoś z ludzi postawił tajnie na grobie krzyż.

Jadwiga Jakubowska

 

 

Zebrałam kobiety, poprosiłam o to, aby na kopcu żołnierzy i na grobie zamordowanego generała polskiego był porządek. Konsul, Pan Tomasz Leoniuk (któremu napisałam o znalezieniu grobów polskich żołnierzy) miał przyjechać do nas na następny dzień. Bardzo wątpiłam, że ludzie zdążą coś zrobić na grobach. Miałam dużo spraw, by godnie przyjąć pana Konsula i delegację. Napisałam Hymn Polonijny na kartkach papieru i gdy jechałam do Suseł z ludźmi, uczyłam ich po drodze. Dwie ostatnie noce przed przyjazdem Konsulalnego nie spałam. Ułożyłam scenariusz uroczystości. 14 czerwca 1994 roku... Na granicę miasta wyjechał pan Leon Martyniuk z polskim chórem. Ogromną pomoc okazał mi mój syn Aleksander. Wynajął autobus, zabrał ludzi na granicę miasta. Jadwiga Olszewska zamówiła piękny korowaj chleba. Jej wnuczka Stasia Olszewska napisała w biało-czerwonym kolorze hasło: „Witamy kochanych gości!” Podjechał duży konsularny samochód. Najpierw przeczytali hasło, a dopiero później wysiedli z samochodu. Moja wnuczka Irena podbiegła i podniosła panu Konsulowi na białej serwetce ślicznie zdobiony chleb i pozdrowiła pana Leoniuka przeze mnie napisanym wierszem: Generalny Konsulu, gościu kochany Naszej Ojczyzny Synu wybrany, Wita Cię Zwiagiel i wszystko społem, Lud Polonijny bije Ci czołem. Bądź błogosławiony na naszej ziemi, Bądź naszym królem tu między nami, My Cię, Konsulu, bardzo kochamy Codziennie w gości Cię zapraszamy. Dziewczynki podniosły dla gości bukiety biało-czerwonych piwonii. Zagrano Hymn Polonijny, wszyscy obecni zaśpiewali. Pan Konsul był przyjęty spotkaniem. Po pobycie w Radzie Miejskiej pojechaliśmy wszyscy do Suseł. Mi nieustannie kołatało serce: czy zdążyli ludzie zrobić? Sprawdzić nie mogłam, bo miałam moc innych spraw, a telefonu do moich drogich pań nie miałam. Uprzedziłam pana Konsula o krzyżu przy drodze. Dojeżdżamy. Samochód Konsula zatrzymuje się, wszyscy wychodzą. Widzę: na wysokim krzyżu grobu generała piękny wieniec żywych kwiatów. Dookoła żelazne zagrodzenie, grób zasłany kwiatami. Opowiedziałam przybyłym historię tego krzyża. Potem powróciliśmy do pań, które podeszły do mnie i gorąco uścisnęłam ich szorstkie dłonie ze łzami dziękując za pracę. Na cmentarzu wszędzie była skoszona trawa. Tej pracy dokonał prezes Rady wiejskiej pan Żukowski. Pagórek, usypany nad ciałami polskich żołnierzy, uporządkowany, posypany świeżym piaskiem i usłany pięknymi kwiatami. Pan Leoniuk wziął z samochodu prześliczną wiązankę biało-czerwonych goździków. Szedł pierwszy, a za nim wszyscy. Konsul nisko schylił swą śliczną, jak kwiatek, główkę i powoli położył na grób wiązankę: „Przyjmijcie, kochani, mój pierwszy upominek od Matki Ojczyzny i swoje pierwsze uznanie po tylu latach zapomnienia”. Płakałam ja, płakali inni. Upadłam na kolana i drżącym głosem zaczęłam mówić Anioł Pański. Uklękli wszyscy obecni. Drogi nasz Konsul ukląkł razem z nami. Śliczna twarzyczka Konsula i jego mądre oczy były smutne i zamyślone. Przy wyjściu moje miłe pani ze wsi zaśpiewały Konsulowi Hymn Polski. Grała na harmonijce pani Antonina Szczyrska. Na próżno zacny Konsul starał się odczytać napis na pomniku męczennika generała. Nikt z obecnych tego odczytać nie potrafił. Czas zrobił swoje... Potem pojechaliśmy do mojej rodzinnej wsi Anety, gdzie obok szkoły kiedyś stała niemiecka kircha. Tam, jak opowiadała mi moja babcia Apolonia Czekalska i moja mama, było pochowano dziewięciu polskich żołnierzy. Na ich pogrzebie moja mama, jako 13-letnia dziewczynka, niosła wianki, uplecione przez mamę i jej siostry. Wśród zabitych byli i ci, którzy przed bojem mieszkali w domie mojej babci, bo szukali rodzin polskich dla zakwaterowania. Na ile nie myliła mojej mamy pamięć – to nazwisko jednego z zabitych to plutonowy Kalinowski. Następne nazwisko które pamiętali to: Gellert, ale wówczas on jeszcze żył (dalszy jego los nie jest mi znany).

 

Galeria:

  • 01
  • 01a
  • 02
  • 03
  • 04
  • 05
  • 06
  • jadwiga_jakubowska

 

Bądź na bieżąco. Zapisz na newsletter i miej z nami kontakt.

I agree with the Terms and Conditions and the Privacy policy

 


Print   Email

Related Articles